„Prawdziwy humor rodzi się z żałoby” – recenzja filmu „Kabaret śmierci”

W pracy nad jakimikolwiek artykułami czy w przygotowaniach do rozmów najbardziej lubię moment szukania i porządkowania informacji. Odnajduję wtedy to co potrzebuję, ale również wiele materiałów tylko lekko powiązanych z tematem, ale równocześnie niezwykle wartościowych. Tak trafiłam na film „Kabaret Śmierci”.

Andrzej Celiński zajął się tematem, który przez długi czas w Niemczech był tematem tabu. Ofiary nazistów bały się mówić o tym, że w obozach robiły kabaret czy grały na instrumentach, bo sporo osób uważało, że umilanie czasu ludziom, którzy zaraz mogą umrzeć było jakimś nieporozumieniem. Tak samo było prawie 80 lat temu – nie wszystkim odpowiadało błaznowanie współtowarzyszy niedoli. Na przykład w obozach było to oznaką kolaboracji. Ale i tu znalazła się grupa uważająca takie oskarżenia za bzdury i przyznająca, że w takiej sytuacji jakiej są, dobre jest nawet te 30 minut śmiechu. Czasami jednak to był śmiech esesmanów. Jeden z reżyserów wypowiadających się w filmie – Volker Kühn, mówi: „Prawdziwy żart rodzi się, gdy stoimy jedną nogą w masowym grobie”. Wiążę się to z filozofią człowieka w opresji, kiedy to w skrajnych sytuacjach znikają nasze ograniczenia.

„Kabaret śmierci” to produkcja z serii fabularyzowanych filmów dokumentalnych. To tutaj twarde fakty mieszają się z wizją Andrzeja Celińskiego – reżysera i scenarzysty w jednym. Wypowiedzi żyjących jeszcze ofiar czy znawców tematu, są przeplatane scenami fabularnymi oraz wstrząsającymi fragmentami filmów dokumentujących okres okupacji np.: w gettcie warszawskim.

06-Cabaret-of-Death-The-Kabaret-śmierci-reż.-Andrzej-Celiński-press-pack
fot. materiały prasowe

Podczas półtoragodzinnego seansu poznajemy historie żydowskich aktorów, komików, artystów rewii kabaretowej, którzy w obliczu śmierci robili to co potrafili najlepiej, czyli śpiewali, grali oraz rozśmieszali ludzi. Widzimy takie miejsca jak getto warszawskie, w którym znany był szaleniec-komediant Rubinstein, ale również artystka Wiera Gran, której warszawska sława przeniosła się do getta, do którego weszła za swoimi rodzicami (a wcale nie musiała). Poznajemy również reżysera Kurta Gerrona, który przebywał w obozie w Terezinie. Niemcy wpadli na pomysł żeby był to obóz pokazowy, czyli „zobaczcie jak my o tych Żydów dbamy”. Częścią tego, miał być film wyreżyserowany przez Gerrona, w którym ludzie uśmiechnięci pracowali w polu, oglądali przedstawienia i żyło im się dobrze. Tak naprawdę był to obóz przechodni i dzień w dzień odchodził stamtąd pociągi do Oświęcimia. Zrobienie tego filmu nie uratowało go jednak od wywózki do polskiego obozu koncentracyjnego. Był w szoku i roztrzęsionym głosem krzyczał: „Przecież zrobiłem dla was ten film!”. Niestety. Żyd zrobił, Żyd może umrzeć.

04-Cabaret-of-Death-The-Kabaret-śmierci-reż.-Andrzej-Celiński-press-pack.jpg
fot. materiały prasowe

Najbardziej wstrząsająca była dla mnie jednak historia Leopolda Kozłowskiego, który potrafi grać na akordeonie. Kiedy przebywał w obozie koncentracyjnym dostał rozkaz nauczenia komendanta tegoż miejsca, grania na tym instrumencie kompozycji Johanna Straussa „Nad pięknym modrym Dunajem”. Problem tkwił w tym, że komendantowi słoń na ucho nadepnął. Po kiepskim występie niemieckiego oficera dla swoich znajomych, Kozłowski został zaproszony na kolejną kolację podczas której został zmuszony do rozebrania się do naga, grania na akordeonie i dodatkowo znoszenia upokorzeń zadawanych mu przez Niemców. I tutaj zdecydowanie największe oklaski należą się dla aktora odgrywającego rolę, czyli Miłosza Pietrowskiego, ponieważ nie było to łatwe zadanie.

Pod względem aktorskim godne pochwalenia są też obrazki z rewii kabaretowej mieszczącej się w gettcie warszawskim, w której przejmująco śpiewała Magdalena Wojnarowska (jako Wiera Gran), a Krzysztof Szczepaniak był w swoim żywiole odgrywając rolę konferansjera. Nadal nie mogę pojąć dlaczego tego człowieka tak mało jest w filmie.

Obrazy, które możemy zobaczyć wspaniale uzupełnia muzyka polskiego zespołu Korke, którego gra opiera się na muzyce klezmerskiej – początkowo związana z żydowskimi obrzędami religijnymi, która obecnie przybrała bardziej rozrywkową formę.

 

Śmiech dla tych ludzi był sposobem na to, jak zapomnieć o koszmarach codziennej egzystencji. Największym plusem tego filmu jest to, że nie jest to tylko zwykły twór dokumentalny, a dokument uzupełniony o sceny fabularne, dzięki którym możemy lepiej sobie wyobrazić sytuacje, które przez różne osoby są nam tylko opisywane. Obraz o wiele bardziej oddziałuje na ludzkie uczucia. To film przede wszystkim dla zainteresowanych kulturą, ale również dla każdego komu nie obca jest tematyka II wojny światowej i ma głód wiedzy większej niż ta, która oferowana jest nam w książkach od historii.