Podróżniczy absurd. Artur Andrus – „Sokratesa 18”

Zauważyłam, że zawsze kiedy pierwszy raz przesłuchuję płytę Artura Andrusa mam tak, że kilka piosenek mi się nie podoba i muszę się do nich przekonać. Nie wiem od czego to zależy, bo przecież potem każdą z nich się zachwycam i znam z pamięci.

Kto obserwuje i czyta mnie dłużej doskonale wie, że Artur Andrus, to jeden z wielu mężczyzn (zawsze to podkreślam, żeby żadnego nie poszkodować) mojego kulturalnego (i to też zawsze podkreślam żeby nie było, że jestem jakąś psychofanką 😛 Oni po prostu bardzo mnie inspirują!) życia.

Poznałam go dzięki wierszom w „Szkle kontaktowym”, później zobaczyłam, że również śpiewa i może idealnie mu to nie wychodzi, ale w tym tkwi jego cały urok. I oczywiście również w tym, że potrafi zrobić piosenkę z wszystkiego.

Płyta „Sokratesa 18” miała premierę pod koniec kwietnia. Ucieszyłam się strasznie, bo płyty Artura Andrusa nie wychodzą bardzo często. W sumie to szkoda, ale dzięki temu otrzymujemy jakość a nie masówkę. Mam wrażenie, że ta płyta jest nieco inna od dwóch poprzednich. Dużo w niej liryki i przede wszystkim, jakby na to nie spojrzeć mamy wspólny punkt wszystkich piosenek. Każda dzieje się w trochę innym miejscu, co sprawia, że możemy sobie podróżować po Polsce i świecie czy po miejscach, które nawet nie istnieją i razem z autorem dostrzegać absurdy ludzkiego życia. Ale żeby nie było, że jest tylko dziwnie i niespotykanie – znalazło się miejsce dla wzniosłych uczuć. I jak zawsze u Andrusa: jest trochę poważnie i trochę nie.

 

Co do absurdu, to często słyszę, że teksty Andrusa są tak nim napakowane i przez to o niczym, że bardziej się nie da. Tu bym polemizowała, bo czy nasze życie nie jest czasem naszpikowane absurdami? Pomyślcie przez chwilę. Moim zdaniem jest i to często, że nie wspomnę o wczorajszym drugim golu dla Senegalu! A na płycie mamy piosenkę o gablocie sądowej, w której znalazło się wezwanie do sądu kobiety, która ma 139 lat (ciekawe czy się zgłosi) czy rozważania o tym ile człowiek ma z bociana ;D

Teksty piosenek są lekkie i oczywiście z humorem, ale czymże byłby bez muzyki? W związku z tym, nie można pominąć mistrza drugiego planu, czyli Łukasza Borowieckiego, który jest autorem prawie całej muzyki do tekstów satyryka oraz wraz z m.in. Wojciechem Stecem, Łukaszem Poprawskim oraz Pawłem Żejmo (btw. są najlepsi!). Muzyka na tej płycie to między innymi big beat czy mój ukochany jazz. W jednej z recenzji tej płyty, a propos muzyki przeczytałam, że: (…) zdecydowanie nie jest to coś, co możemy śpiewać sobie na zmianę z „Nie odnajdzie więcej nas / ta sama chwila” – ale czy temu ta muzyka ma służyć?

Parę piosenek z tej płyty to twory powstałe w ramach cyklu „Jednorazowa piosenka radiowa”, który narodził się w ramach audycji „Akademia Rozrywki” w programie Trzecim Polskiego Radia. W telegraficznym skrócie chodziło to, że Artur Andrus pisał tekst na podstawie jakiejś interesującej wiadomości, która pojawiła się w radiu, do tego wspomniany już przeze mnie wyżej Łukasz Borowiecki pisał muzykę, a stworzoną piosenkę wykonywali zaproszeni artyści. Nie pamiętam kiedy tak bardzo wyczekiwałam co tydzień na nową audycję. To był bardzo fajny pomysł, który tylko potwierdził, że Artur Andrus potrafi zrobić piosenkę z wszystkiego.

Piszę o tym, ponieważ brakuje mi na tej płycie moich czterech ulubionych utworów z tego cyklu. Doskonale wiem, że są ograniczenia i mam nadzieję, że może na kolejnej płycie któraś z tych piosenek się pojawi. A! I marzy mi się jeszcze, żeby na jakimś koncercie Artur Andrus zaśpiewał „Konsystencja song”. Mogę na ochotnika zagrać na trójkącie! 🙂 Tymczasem sami ich posłuchajcie, ale koniecznie w całości – żeby znać cały kontekst 🙂

 

 

 

 

Ale zwieńczając już ten długi post, to gdyby spojrzeć na tę płytę najbardziej obiektywnie jak się da, to nie ma tam nic nowego, bo Andrus stosuje cały czas te same schematy. Ale absolutnie to nie jest złe. Mnie to zadziwia ile ciekawych rzeczy można wyciągnąć z życia. Kolejna płyta to inne, nowe historie, które dostarcza autorowi życie i dzięki temu ta płyta jest tak dobra. Będą zadowoleni z niej stali fani, jak i również Ci nowi, którzy dopiero go odkryli 🙂 Podkreślę również, że doskonałym uzupełnieniem jakiejkolwiek płyty Andrusa jest pójście na jego występ, bo to jest dopiero przeżycie, po którym zaczniecie wracać do jego twórczości coraz częściej 🙂